piątek, 2 września 2016

Zmiany.

Ja. On. Styczeń 2016 roku. Świadoma decyzja - staramy się o dziecko.

I tak się zaczęło. Ja - stosunkowo poukładana chyba całkiem  świadoma siebie kobieta, choć po chwili zastanowienia właściwie nie jestem pewna. Energiczna, spontaniczna, uśmiechnięta, pracowita ale jednocześnie leniwa, no cóż, co mam kłamać. To na pewno nie będzie kolejna historia z cyklu cukierkowe. Choć to dopiero początek. Ja. No i ona. Teraz my dwie. I on. On - pracowity, kochający, wyrozumiały. Ja raczej ten wulkan, wiecznie w biegu, płomyczek, promyczek, iskra iskrę iskrą pogania. On ten hamujący i nie mam na myśli prowadzenia samochód. Hamujący mnie. Ja zwolniłam, on nieco przyśpieszył i tak spotkaliśmy się myślę w pół drodze. Dogadaliśmy się, dogadujemy, kochamy i tak oto mamy ją. Jeszcze nie urodzona ale już nasza, wspólna, choć sprzeczamy się kto ma większe prawo mówić moja. Hm... więc zostańmy przy nasza.

Maj 2016.

Ja spełniona zawodowo,lubiąca swoją pracę, bardzo, naprawdę bardzo  mimo iż czasami miałam ochotę trzasnąć drzwiami, wyjść i nie wrócić, no ale tak jak pisałam nigdy nie jest cukierkowo. Moja praca, moja przestrzeń, moi klienci. Czas wolny spędzałam, tak spędzałam, niestety, teraz chwilowo włączyłam tryb pausa na siłowni. Treningi, hantle, rozpiętki, przysiady, martwy ciąg, codziennie. Każdego dnia dana partia mojego ciała była katowana co dawało niesamowite efekty. Tak, znowu czas przeszły teraz przypominam bliżej śląską kluskę z dziurką niż FIT motywacja mimo iż czas jaki spędzałam na treningach był znaczącą częścią mojego dnia to cały efekt ciężkich treningów zaczął zanikać z dniem kiedy zobaczyłam dwie kreski na teście ciążowym. I tak oto ruszyła machina: Mrs. Mummy2be.

Teraz 21 tydzień ciąży. Fizycznie czuję się bardzo dobrze, psychicznie może mniej, ciężko jest mi zaakceptować zmiany w moim ciele. Nie jestem sfiksowana do kwadratu na swoim punkcie, ale dbam o siebie, o swoje ciało, o to jak wyglądam. No i teraz przyszedł taki czas kiedy nie mam zbyt dużego pola do popisu. Brzuszek? Urósł niewielki jak na ten etap ciąży, mały,fajny, ale i tak już uniemożliwiający mi dopięcie się w ulubione skórzane leginsy, czy spódnice ołówkową. Cellulit.... O mój Boże, zawsze śmiałam się do swoich dziewczyn że cellulit opanował całą powierzchnie  mojego ciała, oszczędził tylko twarz, na ten moment, myślę że nawet doszukałabym się go na twarzy. Ale przyjmuje to wszystko z pokorą, mimo iż sądziłam że ciąża to jak filmie brzuch rośnie cała reszta zostaje taka sama, to, no cóż, no nie :)

Najważniejsze że jestem zdrowa, że nasza mała jest zdrowa, rośnie, kopie, czasem się zastanawiam czy nie noszę w sobie następczyni Joanny Jędrzejczyk. Chyba że USG się myli i chowa się tam mały Lewandowski. Co by nie było. Jestem szczęśliwa, niekiedy wkurwio**,  ale szczęśliwa. Od momentu kiedy jestem w domu (mam na myśli zwolnienie). Poczekajmy... Policzmy całe 6 dni! I to nie że ja jestem leniwa, moja szefowa mnie wygoniła. Aczkolwiek analizując poziom mojej irytacji w pracy -sięgał niekiedy zenitu, w pracy bo to zupełnie  inna para kaloszy niż w życiu prywatnym z reguły byłam cierpliwa i spokojna. O.... W ciąży zmieniło się wszystko. Praca z ludźmi, branża finansowa, sama w sobie jest ciężka, ciąża nie pomagała bynajmniej mi. Enty raz w pracy, jak słyszałam, "Co?" no samo na usta cisnęło mi się "GÓWNO!" ale nie doszło do tego dnia coby ta wizja się urzeczywistniła. Może szefowa wiedziała co robi wyganiając mnie na zwolnienie.

I tak  mamy 6 dni zwolnienia, 21 tydzień ciąży, 2 września, 1 post. Rodzina 2+1 i pies :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz