środa, 26 kwietnia 2017

... bo macierzyństwo to ciężka praca. Nauka zasypiania.

Z dniem gdy nasza Mała ukończyła trzy  miesiące,  etap dziecko-warzywko uznałam za zakończony. Okazało się że nie jest tak łatwo, znaczy łatwo może i by  było, gdybyśmy dawali się zdominować naszemu byłemu "warzywku", które teraz zmieniło się w "małego terrorystę". Brali na ręce przy każdym marudzeniu, wyciągali z łóżeczka, kiedy następuje etap buntu i wypierania zmęczenia. Nie jest łatwo, trudno jest nie popełnić błędu. Z jednej strony nie być zbyt oschłym a z drugiej nie dać się "zmanipulować" płaczem. Wiem że słowo "manipulacja" nie jest tutaj słowem, które trafia w sedno sytuacji, ponieważ dziecko o manipulacji nie ma żadnego pojęcia. Jedyne co robi to komunikuje się w ten sposób jak i gaworzeniem, mruczeniem, miałczeniem i różnymi innymi dźwiękami. Nasza istotka z potrzeby sen-cycek, zmieniła się w buntownika potrzebującego nieustannej atencji, poświęcenia jej uwagi, pieszczenia, noszenia, oddania się całkowicie, a niestety rzeczywistość jest taka a nie inna, że poza dzieckiem w domu jest mnóstwo innych obowiązków. Jakbyśmy przybrali postać błazna, który bez przerwy zabawia niezadowolonego króla. W moim przypadku królową. 

My jesteśmy na etapie nauki spania. I może nie byłoby to takie trudne gdyby nasza córka choć trochę z nami współpracowała. Całkowite zmęczenie, oczęta wywracające się we wszystkie strony, ten obłęd i oczywiście marudzenie... . Tutaj ja. Matka oczytana, poradniki, pierdolniki itd. Biorę dziecko zanoszę do łóżeczka, żeby wyrabiać nawyk że nie śpimy byle gdzie, tylko mamy swoje łóżeczko i się zaczyna cyrk. Tak jeszcze do kilku dni wstecz cyrk ten obejmował tylko dzień, mieliśmy a właściwie mamy problem z drzemkami w ciągu dnia, ale przecież było by za łatwo. Rozpoczęła się również niechęć do ponownego zasypiania w nocy. Moje idealne dziecko, które budziło się na cycka, kończyło jeść, do odbicia, łóżeczko, smoczek, lampka off, szumiś i po kłopocie już nie jest takie idealne :) O jaka byłam naiwna sądząc że trafił mi się taki złoty egzemplarz. Teraz schemat jest nieco inny. 3 w nocy (a już przesypiała do 6 rano) na początku daje smoczka z myślą, a nóż mi się uda. No nie udaje się, więc zapalam lampkę, biorę małą, wcina, odbijam, do łóżeczka, lampka off. I w momencie nastającej ciemności zaczyna się niewinnie, gaworzeniem, które po około 15 minut zamienia się w krzyk, płacz, marudzenie, wszystko na raz. 

Przyjęłam zasadę 3 minut, poradziła mi ją doświadczona matka,notabene trzech synów, pomiędzy dwoma jest około półtora roku różnicy i teraz jest najmłodszy bąbel dziesięciomiesięczny. Jej doświadczenie oraz sposób w jaki wychowuje, wpisuje się idealnie w moje wyobrażenie. Ale nie sądziłam że, to układanie do snu jej najmłodszego syna, które teraz przebiega bez przeszkód, może być WYPRACOWANE, a nie NABYTE, ot tak, takie idealne dziecko mam. Bo ja naiwna sądziłam, że dzieci takie są :) Ha Ha Ha! Więc trzymam się tych cholernych 3 minut, płacz dziecka, w szczególności w nocy, jest naprawdę ciężki do zniesienia. Po pierwsze zastanawiasz się czy aby na pewno jesteś dobrą matką, no bo przecież malec płacze, a ja nie wyskakuje jak poparzona z łóżka i nie lecę mu na pomoc, po drugie w nocy poziom tolerancji na krzyk dziecka, drastycznie maleje. I teoretycznie mogłabym podejść do łóżeczka, wziąć córkę na ręce i usnęła by mi w momencie. Niestety wtedy to ONA by wygrała, płaczem osiągnęła to co chciała. Tak więc, co te 3 minuty podchodzę do małej, mówię cichym i spokojnym głosem że jest wszystko dobrze, że nic się nie dzieje, że jestem obok, głaszcze po główce, daje buzi, ale za chwilę wracam do łóżka i czekam. I to czekanie jest najgorsze te cholerne 3 minuty, które przy płaczu dziecka ciągną się jak godziny, ale wiem że jest to warte tej walki, konsekwencji, trudu bycia matka. 

Bo? Bo moi mili macierzyństwo to jest CIĘŻKA PRACA, to nie są wakacje, jak to nie którym mężczyzną może się wydawać "moja żona  nie pracuje, zajmuje się dzieckiem". Praca nad dzieckiem, jest znacznie cięższa i trudniejsza niż praca w jakiejkolwiek korporacji. Tam dostajesz projekt, robisz, jest źle, to szefostwo Cię zjebie, poprawiasz i po kłopocie. W macierzyństwie, w pracy nad dzieckiem, Twoje popełnione błędy, mogą mieć wieloletnie konsekwencje. Chodzenie w pieluchach jednorazowych do trzeciego roku życia, no bo przecież w to żeby dziecko wołało siku, trzeba wsadzić trochę pracy, a łatwiej zmieniać pampersa niż biegać z dzieckiem na nocnik, spędzać dużo czasu, ucząc jak to robimy, zmieniać przemoczone ubrania i tak bez przerwy nim nauka przyniesie efekty. Tak jest z wieloma rzeczami. Spanie z rodzicami w łóżku, czego nie pojmuję, bo gdzie intymność? Łóżko jest dla Was, dla Nas, rodziców, do spania, ale nie tylko. Jest to pewna sfera intymności, w której okazujemy sobie bliskość, o której niestety zapominamy, skupiając się na dzieciach, zapominamy o sobie nawzajem. Chodzenie ze smoczkiem, to też jest nawyk z którym wielu rodziców nie chce się skonfrontować, więc chodzą te dzieci ze smoczkami w buzi ile wlezie. 


Obiecałam sobie, że nie odpuszczę, mimo że kosztuje mnie to dużo stresu, nerwów, nie jest to komfortowa sytuacja kiedy dziecko płacze, ale nie dam się. Chce wypracować nawyki, które w przyszłości zapunktują. Więc chodzę nie wyspana, ale trzymam się tej swojej codzienności. 

Dziecko, dieta (przygotowywanie posiłków zajmuje trochę czasu), treningi, dom no i ja. Bo wiem i każdej nocy i podczas każdej walki z drzemką powtarzam sobie, to nie są wakacje, to jest Twoja praca. Pracuj ciężko, a przyniesie to efekty. W pracy się nie odpuszcza, tylko dąży do celu. I tutaj też mamy cel. Chcę żeby dziecko samo usypiało, więc walczę. Nie idę na łatwiznę, też nie idźcie. Walczcie dziewczyny!
Rano, mimo tej walki, prawdopodobnie i tak zobaczysz uśmiech. I całe wspomnienie nocnych ekscesów przemija. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz