wtorek, 11 kwietnia 2017

... przecież musi być coś więcej.

Ostatni post 13.10.2016 dziś 11.04.2017.

Inna pora roku. Inny rok. Inna rola: mama. Macierzyństwo. Dziecko. Partnerstwo. Poród.

Od mojego ostatniego postu wiele się zmieniło. Dzisiaj naszło mnie na refleksje, trenując. Tak, DA SIĘ BĘDĄC MAMĄ TRENOWAĆ. Da się wyjść z domu, na półtorej godziny na siłownie i uwaga! Życie trwa dalej, czas się nie zatrzymuję, ani nie nastaje kataklizm, a i dziecko wychodzi bez szwanku.
"Natalia (mój crossfitowy partner,crossfitowy bo to nowy rodzaj treningu który na stałe zagościł w moim harmonogramie tygodnia, przyszła matka chrzestna mojej córki, przyjaciółka) to już koniec, myślisz? Wiesz, nie zrozum mnie źle, ale czy to ten punkt kulminacyjny mojego życia? Jest coś więcej?"

Poczułam się chwilę jak na równi pochyłej. Jestem mamą, naprawdę nie sądziłam że będę się w tym spełniać, a jednak. Bycie mamą jest zajebiste, nie zamieniłabym tego na nic innego. Ale. No właśnie zawsze jest jakieś ale, Czy to już koniec? Poczułam się pozbawiona pasji, tak jakby bycie mamą było słońcem w układzie planetarnym,  wokół słońca krążą planety. Dzisiaj poczułam jakby wokół mojego słońca (bycie mamą) nie krążyła żadna planeta. Planeta mam na myśli pasja. Bo mimo zmian, to jednak staram się zachować pewną równowagę. Moje dziecko, na ten moment, trzymiesięczne, jest dość proste w obsłudze. Proszę nie wieszać na mnie psów, mam na myśli że jest po prostu grzeczne, Przesypia noce, nie ma kolek, jest radosna i spokojna. Umożliwia nam to, mnie i mojemu lubemu żyć chociaż trochę jak wcześniej tzn. nie zrezygnowaliśmy ze wszystkiego na rzecz macierzyństwa i tacierzyństwa. Opanowaliśmy lepiej zagadnienie: logistyka oraz partnerstwo. I tak kiedy ja jestem na treningu, on jest z małą i na odwrót. Kiedy on kąpie naszą dziecinę, ja idę z psem na dwór, itd, itd.

Razem, wspierając się, da się pogodzić wszystko. I tak jak pisałam kilka postów wcześniej, które notabene wszystkie przeczytałam bo musiałam sobie przypomnieć co tam wymyśliłam, da się mieć dziecko zarazem trenować, mieć porządek w mieszkaniu i ugotowany obiad.

Wiem, wiem, są skrajne przypadki kolek, itd. i wtedy nie jest tak łatwo, bo życie kręci się na noszeniu dziecka na rękach i  uspokajaniu, ale my mamy to szczęście,że nasze dziecko tak jak napisałam wcześniej jest proste w obsłudze :)

Ale wracając do tematu. To już koniec? Życie kręci się wokół macierzyństwa, nie zrozumcie mnie źle, ja naprawdę się w tym spełniam, sprawia mi to ogromną frajdę, ale tak jakby moje życie stało się pozbawione pasji. Trenuje, chodzę do fryzjera, do kosmetyczki robię rzeczy które sprawiają mi przyjemność, utrzymuję równowagę pomiędzy byciem mamą, a kobietą, no ale własnie, wrzuciłabym to do worka hobby, przyjemności,  nie ma pasji. Tak jakby nie było odpowiedzi na pytanie: co dalej? No bo właśnie co? Jaki jest cel? Wiadomo, jest cel, wychować córkę na mądrego i fajnego człowieka. O.K. ale jaki jest mój cel?  Mój osobisty, nie można przecież żyć bez celu. To takie tułanie się,bez sensu, życie z dnia na dzień, od śniadania do kolacji, od poniedziałku do piątku, trwanie, a nie życie, Rozwój osobisty. Ja. Co chce? Do czego dążę poza całym tym macierzyństwem, bo nie na tym świat się kończy, dzieci kiedyś wychodzą z domu. I mimo że do tego  jest bardzo daleko,to jednak nie chce obudzić się za 20 lat i zdać sobie sprawę że moje życie skończyło się na macierzyństwie. Bo przecież musi  być coś więcej, tylko co?





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz