wtorek, 27 września 2016

"Kochanie przecież wiesz że mam nie ładną szyję."

Kolejny piękny dzień, który  minął dość szybko.

Wstałam rano, przekopana w nocy przez nienarodzoną (cały czas się zastanawiam czy to aby córunia, czy jednak Lewandowski w wersji mini). Klasyczny poranek kawka, śniadanie dla mnie dla niego, parę telefonów, Facebook (no baa!).

Decyzja zapadła, wychodzę odwiedzić stare śmieci, czyt. miejsce pracy. No i dylemat, w co się ubrać. Przestałam się łudzić odnośnie tego że wejdę w swoje ciuchy, więc wszystkie gdzie na metce widnieje rozmiar 36-38 wyeliminowałam na dolną półkę szafy, co by sama się nie wkurwiać z rana. Jak wiemy w ciąży nastrój te sprawy dość istotne.
Poszłabym w dresach, ale co by wyglądać jak kobieta, w ciąży co prawda, przypominająca orkę, ale jednak kobieta a nie worek kartofli postawiłam na klasykę czarna sukienka, kryjące rajty (o hello sexy!) i sztyblety. Ha! No i Bóg mnie kurwa pokarał... Oj pokarał srogo. Sztyblety mimo że całe skórzane i tylko na koturnie nie na szpilce, to dały się we znaki. Ból stóp nie odpuszcza mnie do tej pory, autem niemalże wjechałam w sąsiada, co by być jak najbliżej klatki i  poczynić jak najmniej kroków na ostatniej prostej. I tak moje rusałkowanie: "Ooo tak! Idzie ona, patrzcie na nią jaka sarenka, z brzuchem, który uniemożliwia jej oglądanie swojej waginy ale proszę Państwa! Jak ona się porusza w tych sztybletach, nie straszne jej opuchnięte kostki, odciski na palcach, ba, nawet 10kg na plusie nie robi różnicy." No i kurwa skończyło się rusałkowanie, mało co z płaczem nie weszłam do domu. Obolałe stopy, odciski na palcu. No głupia baba. Głupia i w ciąży.

No ale pomijając małą wpadkę z obuwiem, ha, to nie koniec. Odwiedziłam swoja pracę, posiedziałam, pomachałam nóżkami, pochwaliłam się butkami, baa, usłyszałam nawet "Kochana te buty nie za wysokie dla Ciebie w tym stanie?" -No co Ty, zajebiste co?  (Głupia suka - sobie pomyślałam, Pomyślałam to czy powiedziałam? Uhh, pomyslałam tylko) I uwaga. Pomknęłam do galerii. Raz że potrzeba posiadania nowych perfum stała się moją obsesją, dwa, dzień chłopaka. Mimo że mojemu do chłopaka było bliżej w 95 roku, to jednak, prezent musi być.

I tak się błąkałam, każdy krok był dla mnie udręką, kurwa, każdy pierdolony krok bolał mnie niemiłosiernie. Ale myślę, nie poddam się, co ja? Nigdy w życiu! I tak z H&M'u do Reserved, to do Wittchen, to spowrotem do H&M, Nike, Adidas i cała masa innych chińskich sklepików z pięknymi manekinami i bilbordami: Be yourself! Challange yourself! Ja pierdole poczułam się jak w serialu coachingowy, możesz wszystko tylko uwierz, ferrari już na Ciebie czeka. Przeczytaj nasze motto! Chcesz mieć naszą bluzę, to nic że wyprodukowaliśmy ją z 5$ sprzedamy Ci za 350zł! Cieszysz się? No to morda w kubeł, bierz, ciesz się że ją masz i nie waż się reklamować! Z pokorą masz ją nosić!Be yourself KURWA!

Zrezygnowana, postawiłam na klasykę. Myślę no nie ma opcji. Będzie mu się podobać, lubi sweterki, kolor fajny inny niz szary i granatowych których pełna szafa, w serek. Rozmiar XXL jest, pani pyta zapakować na prezent. BINGO kurwa! 1:0 dla mnie sztyblety!

No i wracam do domu, klnąc w niebogłosy, słowa same wypływały z moich usta, struny głosowe samoistnie wchodziły w drgania i tak kurwa za kurwą, kurwę poganiałam. Jestem. Dom. Mój Boże w końcu.

Daje prezent, podekscytowany oh i ahy i nie trzeba było itd.

- W serek? Kochanie przecież wiesz że mam nie ładna szyję.

Bang! Bang!

P.S. Dzięki Bogu mam 30 dni na zwrot  lub wymianę. Pamiętajcie kochane. Dzień chłopaka 30 września :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz